Zwierzęta w Tajlandii wiele lat służyły jako atrakcje turystyczne. Ostatni okres to jednak jakaś poprawa w tej kwestii, a wiele tutaj zasługi organizacji charytatywnych, które nagłaśniają sprawy na całym świecie. Tajskie słonie pozostawały długo w uwięzi, wystawiane były na pokazy, rzadko umieszczane były w środowisku, które chociaż trochę przypominałoby to, które mają w naturze.
Po wielu latach spacerów i noszenia turystów na swoim garbie słonie nabawiały się wielu kontuzji, gdyż ich stopy nie są przystosowane do chodzenia po betonie, a takie atrakcje fundowały im ich opiekunowie. To jednak się zmienia, małymi kroczkami, ale zmienia. Dopóki jednak będzie na to zapotrzebowanie i spasieni, zachodni turyści jako cel wyjazdu do Tajlandii określą sobie właśnie przejażdżkę na słoniu, dopóty takie „atrakcje” dostępne będą.
Tajlandia: nie tylko słonie są nękane
Wstęp o słoniach miał nas tylko wprowadzić w temat i nakreślić problem. Trzeba jednak zwrócić uwagę na to, że słonie, to nie jedyny gatunek, który w Tajlandii ma się niezbyt dobrze. Nie bez powodu poruszam ten problem teraz, bo pandemia może pokazać dobitnie, co ludzie zrobili ze zwierzętami typu małpy.
Przez lata, dekady, turyści odwiedzali miejsca, gdzie spotkać można było małpki na terenie Tajlandii. Sami w 2020 roku wynajmując łódź dotarliśmy na słynną „małpią wyspę”, która jednak od niedawna jest pod opieką organizacji, które dbają o to, żeby po pierwsze zwierzętom nie stała się krzywda, no i ludziom też.
Nie zmienia to jednak faktu, że problem leży dalej. Podglądanie małp w ich naturalnym środowisku jest do przyjęcia, ale już interakcja z nimi prowadzi do problemów. Wyobraźcie sobie, że na wspomnianą przeze mnie wysepkę niemalże przez cały rok, dzień w dzień przypływały tłumy turystów. Jedni zachowywali się w miarę rozsądnie, trzymając dystans do tychże. Wielu jednak turystów podchodziło do zwierząt, dokarmiając je i oswajając z obecnością człowieka. Dopóki ludzie tam byli, zwierzęta miały zapewniony pokarm.
Małpy wreszcie na swoim
Nastała jednak pandemia, do Tajlandii przybywa kilkaset (!) turystów miesięcznie, a miejsca, gdzie kiedyś ciężko było się przecisnąć świecą pustkami. Jednym z takich miejsc są właśnie małpie wyspy, gdzie przyzwyczajone do dokarmiania zwierzęta wyczekują na plaży, bo głód doskwiera.
Oczywiście dbają o nie wolontariusze fundacji, jednak warto zastanowić się następnym razem, czy na pewno konieczne jest odwiedzenie takiego miejsca. Jeśli już uznamy, że tak, to czy warto aż tak ingerować w ich środowisko?
Trzymajmy kciuki, aby zwierzęta przyzwyczajone do ludzi odnalazły swoje naturalne oblicze i poradziły sobie w tym czasie. Na pewno brak ludzi w ich środowisku wyjdzie im na dobre. Ludziom również.