We Włoszech przyszło nam być już wielokrotnie. Zazwyczaj były to bardzo udane wyjazdy, a Italię polubiliśmy, licząc na wzajemność. Od pierwszych jednak kroków na włoskiej ziemi coś nam nie pasowało. Chodzi o język angielski, który we Włoszech jest gigantycznym problemem.
Język angielski we Włoszech
Zaskoczenie było spore, bo wcześniej na to nie zwracaliśmy uwagi: w Grecji praktycznie z każdym dogadamy się w języku angielskim, na Cyprze to samo, Chorwacja podobnie, a nawet odległa Tajlandia jest pod tym względem znakomita. Wydawać by się mogło, że Włochy, które uchodzą jakby nie patrzeć za kraj turystyczny, nie będą stanowiły problemu pod względem komunikacyjnym. A jednak.
Odwiedziliśmy kilka większych włoskich miast, jednak największy problem spotkał nas na Sycylii. Po kolei jednak. Zauważyliśmy, że większe miasta jako tako radzą sobie z międzynarodowym językiem, a liderem jest Rzym, gdzie komunikacja przebiega w miarę sprawnie. Natomiast zdziwił nas Mediolan, który uchodzi za światową stolicę mody, a więc (mogłoby się wydawać) angielski powinien być na porządku dziennym. Nic bardziej mylnego, już zamówienie lodów w pierwszej spotkanej budce jest problemem jeśli nie znamy ojczystego języka Włochów.
Lepiej na pewno nie jest w Neapolu, gdzie pizzę zamawia się na migi, albo wskazując na pozycję w menu. Neapol jednak jest sam w sobie specyficzny, biorąc pod uwagę społeczność i ich lokalny patriotyzm. Jedynym miastem, który można wyróżnić (poza wspomnianym Rzymem), jest natomiast Bolonia. Tutaj jednak wytłumaczenie jest proste – to właśnie miasto jest miastem typowo studenckim, gdzie zjeżdżają młodzi ludzie z całego świata. Jedna z naszych ostatnich podróży przebiła jednak wszystko, czego mogliśmy się spodziewać po opornych pod względem angielskiego języka, Włochów. Przejdźmy do Sycylii.
Włosi mają problem z angielskim czy to czysty patriotyzm?
To tylko pierwszy z pomysłów, jaki przychodzi mi do głowy. Pierwszy, ale i jedyny, bo ciężko znaleźć mi inny powód takiego, a nie innego podejścia Włochów do turystów, którzy siłą rzeczy mają ogromny wpływ na włoską gospodarkę. O ile brak komunikacji w języku angielskim nie stanowi większego problemu w przypadku zwiedzania miast, czy nawet przemieszczania się po kraju, o tyle problem pojawia się, jak trzeba skorzystać z urzędu bądź szpitala.
Tutaj zaczynają się schody, a taka, dość przykra sytuacja spotkała nas w Palermo na Sycylii. Jakby nie było, jest to stolica wyspy, zatem oczekiwania mogły być spore. Już w pierwszym dniu zwiedzania musieliśmy skorzystać z włoskiej służby zdrowia. Mając na szczęście przy sobie kartę EKUZ, byliśmy przekonani, że wszystko pójdzie sprawnie. Feralne złamanie nogi uniemożliwiło nam podróż do szpitala taksówką, dlatego musieliśmy skorzystać z karetki pogotowania. Nie wiem, czy to wina „polskich” numerów telefonów, ale żaden z telefonów alarmowych nie działał (111, 112, 113). Przypadkowo sytuację zauważył jeden, starszy Włoch, który migowo wytłumaczył nam, że wezwie pogotowie. Zadzwonił co prawda na policję, ale ta przysłała karetkę, która dość szybko do nas dotarła.
Wszystko szło sprawnie, byliśmy dobrej myśli. Ratownicy już mieli problem z językiem angielski, ale przecież jedziemy do szpitala, gdzie są wykształceni lekarze i język angielski jest zapewne na porządku dziennym – pomyśleliśmy. Po dojechaniu do szpitala kurtyna opadła i wiedzieliśmy już, że mamy problem. Włosi nic nie rozumieli po angielsku, a na „My name is…” otwierali oczy ze zdumienia i odpowiadali po włosku. Nie było istotne, czy była to pielęgniarka, czy lekarz (chociaż ciężko było ich odróżnić).
Na szpitalnym oddziale ratunkowym spędziliśmy 11 godzin, z czego dopiero w 10. godzinie znalazł się lekarz, który mówił po angielsku. Dzięki temu dowiedzieliśmy się, że wymagana jest operacja i jak rozległe jest złamanie. Udało się odmówić zabiegu w ich szpitalu dzięki… tłumaczowi Google. Bez tego narzędzia nie wiemy, jak potoczyłaby się nasza wątpliwa przygoda w sycylijskim szpitalu.
Rzymskie Koloseum – majestatyczna budowla na zdjęciach [FOTORELACJA]
Zwieńczeniem szpitalnej wizyty była zawarta w karcie informacyjnej informacja, która rozbawiła nas (jakimś cudem po tak ciężkim dniu) do łez:
„Problemem bariera językowa pomiędzy lekarzami a pacjentem”.
-oczywiście po włosku.
Szukając informacji na temat tego sporego problemu we Włoszech, często powielały się teorie, że to patriotyczne podejście Włochów doprowadziło do takiej sytuacji. Jesteśmy w ich kraju, w którym są zakochani i nie widzą potrzeby, aby znać inny język niż ich ojczysty. Czy tak jest w rzeczywistości?